Chciałam, żeby wyszło to dłuższe, ale... Obiecałam, ze będzie dzisiaj! Wyrobiłam się, więc zasłużyłam, żeby zjeść sobie ciastko... Gdybym je tylko miała.
Ciastka nie ma, to może jakiś komentarz, hm?
Rozdział I
Erza
była ciągle zmęczona. Dzień w dzień wstawała rano, rzucając budzikowi
nienawistne spojrzenia, jadła, bogate chyba tylko w cukier, płatki na
śniadanie, odbywała poranną toaletę, nakładała makijaż, ubierała się i
wychodziła z mieszkania, by przez pół godziny cisnąć się w komunikacji
miejskiej. Później do wieczora siedziała za biurkiem, robiąc tłumaczenia — na
początku nawet jej się ta praca podobała, ale kiedy robiła to od dłuższego
czasu, czuła narastającą monotonię. Lepszej opcji dla siebie nie widziała, więc
tkwiła w swoistym zawieszeniu, czekając, aż wszystko samo potoczy się tak, jak
byłoby jej na rękę.
Kiedy
Scarlet chodziła do szkoły, miała plany bardzo ambitne. Ciągnęło ją do służb
mundurowych, ćwiczyła grę aktorską, a nawet miewała zapędy pedagogiczne. Mogło
się wydawać, że osoba wielu talentów, jaką ona była według całego swojego
ówczesnego otoczenia, nie będzie miała problemy z tym, by robić w przyszłości
coś, co sama sobie wybierze. Niestety, ale w praktyce wypadło to inaczej —
jedyna oferta, która pozwalała jej wyżyć na godnym poziomie, wiązała się z
całodzienną pracą przy komputerze i tłumaczeniu tekstów z języka
niemieckiego... Mogła to nazywać swoją osobistą porażką. Nigdy nie lubiła
niemieckiego, według niej brzmiał nieprzyjemnie... Musiała przywyknąć.
Do
relacji z ludźmi też nie miała ostatnimi czasy szczególnego szczęścia — stare przyjaźnie
pozacierały się, a nie zdołała jeszcze zbudować z nikim tak zażyłej relacji,
jakiej chciała. Mieszkała w Magnolii od tylu lat, a czuła się naprawdę samotna.
Nie wspominając już o związkach — Erza nie miała chłopaka od czasu, gdy w
klasie maturalnej Jellal Fernandes wypowiedział pamiętne ,,Mam narzeczoną''...
Nigdy nie czuła się tak zażenowana, jak wtedy.
Kobieta
odetchnęła z ulgą, ocierają kropelkę potu z czoła. Na ten dzień skończyła pracę
i mogła już oddać się bezproduktywnym przyjemnością — wystarczyło, że wytrzyma
podróż autobusem, co wbrew pozorom nie było takie proste. Żadnych siedzeń,
które byłyby wolne, bo siatki starszych pań były zmęczone.
Stała,
przytrzymując się siedzenia dla równowagi, obok kierowcy. Mężczyzna pracował na
tym stanowisku już od blisko roku, więc Scarlet znała go nawet bardziej, niż
tylko z widzenia. Kiedy nie było miejsc siedzących albo udało jej się zająć
takie, które było blisko jego fotela, zagadywał ją o różne rzeczy, patrząc na
drogę.
— I
wtedy powiedziałem jej, że nie ma mowy — oznajmił kierowca, cmokając z
dezaprobatą. — Prędzej spakowałbym ją i kazał spadać, niż wyrzucił te wszystkie
plakaty z Mirajane! — zakrzyknął. Erza pokiwała powoli głową, całkiem
wciągnięta historią o tym, ja jego dziewczyna postawiła mu straszne ultimatum.
— Bo znasz Mirę, nie? Erza? — spytał nagle. Kobieta zamrugała szybko, nie
spodziewając się, że będzie miała szanse odezwać się przez następne kilka minut
— Mirajane Strauss była osobą, o której mężczyźni potrafili mówić tak długo i
rozwlekle, jak kobiety o nowych butach.
— Tak —
odpowiedziała, przeciągając nieco samogłoskę. — Chodziłam z nią do szkoły. Miła
dziewczyna — sprecyzowała Scarlet, uśmiechając się nostalgicznie.
Mirę
znała od czasów gimnazjum — wtedy były gotowe pozabijać się nawzajem, używając
naprawdę niekonwencjonalnych metod. Scarlet do dzisiaj pamiętała, jak wylała
atrament z pióra na włosy Miry. Oczywiście, że był to wypadek, a przynajmniej
ona nie zgadzała się, by ktokolwiek wspominał inną wersję wydarzeń...
Oczywiście,
to nie było tak, że Erza była tą złą. Obie dziewczyny nie pozostawały sobie
dłużne. Dla wyrównania Mira własnoręcznie wpakowała martwą żabę — chyba była
przejechana, ale tego Erza nie była pewna — do torby szkarłatnowłosej.
Niewątpliwie obie były urocze w tamtym okresie.
—
Zacnie! Zaprawdę zacnie — oświadczył mężczyzna, kiwając głową z aprobatą.
Erza
wreszcie doczekała się swojego przystanku. Wysiadła i, nie śpiesząc się
szczególnie, ruszyła w stronę budynku, w którym znajdowało się jej mieszkania —
było to na naprawdę niedużym osiedlu, trzy bloki niedaleko sobie, trochę
blaszanych garaży, mały placyk z piaskownicą, huśtawkami i zjeżdżalnią, i plac, który umownie był parkingiem.
Wstąpiła
jeszcze do osiedlowego sklepiku, który, swoją drogą, znajdował się w tym samym
budynku, co jej mieszkanie. Powitana uśmiechem staruszki, do której przybytek
należał, nie trudziła się, by wziąć koszyk — chciała raptem kilka produktów,
które z powodzeniem powinny zmieścić jej się w rękach, a później w torebce.
Odnalazła
na półce chińskie zupki i wybrała sobie taką, która miała smak ,,łagodnego
kurczaka'' — przynajmniej tak zapewniał producent. Później wybrała sobie coś do
picia, gazowany napój pomarańczowy może i nie był najzdrowszy, ale lubiła go, a
był w promocji. Grzechem byłoby, gdyby nie skorzystała. Idąc do kasy chwyciła
jeszcze tabliczkę czekolady z truskawkami — ciasto to wprawdzie nie było,
jednak na bezrybiu i rak ryba... Tak to się chyba mówiło.
— To
będzie siedem dziewięćdziesiąt — oświadczyła kasjerka, wyciągając rękę w stronę
Erzy. Scarlet wyjęła z torby portfel, a następnie zaczęła odliczać drobne,
które po chwili wylądowały w dłoni sprzedawczyni. Kobieta wrzuciła je do
kasetki i uśmiechnęła się.
—
Dziękuję — mruknęła szkarłatnowłosa, chowając mniejsze zakupy. Napój wzięła w
rękę.
—
Zapraszam ponownie! — zawołała za nią kasjerka, kiedy już wychodziła.
Wchodzenie
na szóste piętro nie przeszkadzało Erzie — każdy rodzaj ruchu, który nie był
rozpaczliwą gonitwą za autobusem, uważała za przyjemny. Z tryumfalnym uśmiechem
wyjęła klucz i otworzyła drzwi mieszkania.
Krytycznym
wzrokiem obrzuciła ściany niedużego korytarza. Miały kolor pudrowego różu — były
takie już wtedy, kiedy się wprowadziła, jednak nie mogła się zmotywować, żeby
naprawić ten niewątpliwy efekt. I tym razem machnęła w końcu ręką, odwiesiła płaszcz,
zdjęła buty i ruszyła w stronę kuchni, wzdychając cicho.
Zalała
chińską zupkę, zastanawiając się, czy nie uzyskałaby lepszego efektu, po prostu
gotując makaron i rozpuszczając kostkę rosołową w wodzie... Nie był to głupi
koncept, jednak nie zamierzała go teraz sprawdzać. Odczekała trzy minuty,
nalała do szklanki napoju, włączyła radio i usiadła przy stole.
Zjadła
przy akompaniamencie muzyki z ,,Pięćdziesięciu Twarzy Gray'a''. Erza swoją
drogą ten film widziała i, choć przyznała, ze nie jest górnolotny, nie mogła
zrozumieć, skąd wzięło się aż tyle tak negatywnych opinii na jego temat.
Później pozmywała i zostawiła naczynia, aby wyschły.
Miała
już plany na dzisiejszy wieczór, choć nie były według niej szczególnie
emocjonujące. Planowała wreszcie posprzątać w tej szafie, w której leżały
wszystkie starocie — ubrania, w które Scarlet się nie mieściła, komplet
porcelanowych talerzyków z wymalowanymi kotkami, mnóstwo butów, książki, które
już przeczytała i nie planowała do nich wracać, stare zdjęcia... Mówiąc krótko,
było tam praktycznie wszystko, co mogli wymyślić filozofowie, włączając w to
puste puszki po napojach energetycznych, które wrzuciła tam, nie mając czasu,
by dobiec do śmietnika, kiedy ktoś znajomy wszedł do mieszkania.
To było
już ostatnie pudełko, które obiecała sobie przejrzeć. Sterta rzeczy, które
miała wyrzucić urosła do dosyć niepokojących rozmiarów — niektóre rzeczy
pamiętały czasy, w których Erza zaczynała szkołę średnią, co dawało im prawie
dekadę. Mogła śmiało powiedzieć, że gdyby zmieniła się w zwierzę, byłby to
niewątpliwie chomik.
Otworzyła
karton i powoli zaczęła wyjmować jego zawartość. Odszukała medal z zawodów
sportowych, świadectwa, które nie świadczyły o skończeniu szkoły, tylko zdaniu
do kolejnej klasy, starą Nokię, kilka jej wspólnych fotografii z Mirą i
Jellalem albo, te już w ogólnie nie powinny ujrzeć światłą dziennego, z Natsu i
Grayem, z którymi to chodziła do podstawówki i z tamten okres też został
upamiętniony... Znalazła też zdjęcie klasowe z ostatniego roku liceum.
Klasa
IIIb ustawiona na tle baru profesora Makarova prezentowała się raczej zabawnie.
Staruszek stał z przodu na stołeczku, który wyniesiono z lokalu, a jego
uczniowie... Oni wydawali się chcieć zostać zapamiętani jako najgłupsza
młodzież w historii szkoły — co, przynajmniej wnioskując po zdjęciu, na pewno
im się udało.
Lucy
Heartfilia stała obok Natsu Dragneela. Chłopak szczerzył się dumnie, chociaż
miał na czole przyklejoną fioletową, samoprzylepną karteczkę, a dziewczyna
marszczyła gniewnie nos, co było dość zabawne, kiedy spojrzało się na opaskę z
białymi, króliczymi uszami na jej głowie.
Gray
Fullbuster pozostał niewzruszony i prawie trzymał klasę... Gdyby tylko raczył pozować
chociaż w koszulce, prezentowałby się tak, jak powinien uczeń. Juvii Lockser
jednak zdecydowanie to nie przeszkadzało. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię i
wydawała się być naprawdę szczęśliwa —
Erza była ciekawa, czy ta dwójka w końcu się zeszła... Ona zawsze głęboko
wierzyła, że to nastąpi.
Gajeel
Redfox uniósł Levy McGarden ponad innych. Dziewczyna uniosła wysoko prawą rękę,
jakby machając do fotografa, drugą przyciskała do siebie czarnego kota, a mina
chłopaka wyrażała tylko jedno — ,,gihihi''.
Był też
Laxus Dreyar ze swoją stałą grupą przyjaciół — Mirajane Strauss i Cana Alberona,
przynajmniej zdaniem Scarlet, stały
naprawdę podejrzanie blisko tamtej czwórki. Erza zawsze wiedziała, że
coś jest na rzeczy, ale do dnia dzisiejszego nie wiedziała, co dokładnie.
Erza
przyglądała się jeszcze przez chwilę przyglądała się zdjęciu — inni stali mniej
lub bardziej spokojnie. Oczywiście, znalazłaby bez trudu osoby, które warto
byłoby opisać dokładnie. Uśmiechnęła się nostalgicznie, pocierając kciukiem fotografię.
Westchnęła cicho, zastanawiając się, co jej nie pasowała na etapie, w którym
się uczyła. Teraz zapłaciłaby, aby móc wrócić do szkoły. Uważała, że wtedy
wszystko było przyjemniejsze, mniej kłopotliwe i ogólnie lepsze.
Odłożyła
fotografię na biurko i wróciła do porządków, choć miała ku temu opory.
Wreszcie
Erza wyniosła wszystko, co wynieść miała. Uśmiechnęła się tryumfalnie i powróciła do zdjęcia. Włączyła laptopa —
uśmiechnęła się, widząc białego kota, którego miała na tapecie.
Wyjęła
z szafki drukarkę, która była wyposażona w skaner. Podłączyła urządzenie i,
kiedy wszystkie diody się zaświeciły, pośpiesznie zeskanowała zdjęcie, które
pozostało zapisane później na pulpicie.
Miała w
znajomych na portalu społecznościowym kilka osób, z którymi chodziła wówczas do
klasy. Uznała, że nie jest złym pomysłem, by po prostu opublikować to zdjęcie,
aby mogli sobie przypomnieć, jak źle prezentowali się, kiedy kończyli szkołę.
Jak
pomyślała, tak zrobiła — podpisała zdjęcie ,,Stare, dobre czasy'' i oznaczyła
odpowiednie osoby. Przeciągnęła się i wybrała opcję ,,publikuj''.