czwartek, 20 października 2016

Rozdział I - ,,Zdjęcie klasowe''

Chciałam, żeby wyszło to dłuższe, ale... Obiecałam, ze będzie dzisiaj! Wyrobiłam się, więc zasłużyłam, żeby zjeść sobie ciastko... Gdybym je tylko miała.
Ciastka nie ma, to może jakiś komentarz, hm? 


Rozdział I
                Erza była ciągle zmęczona. Dzień w dzień wstawała rano, rzucając budzikowi nienawistne spojrzenia, jadła, bogate chyba tylko w cukier, płatki na śniadanie, odbywała poranną toaletę, nakładała makijaż, ubierała się i wychodziła z mieszkania, by przez pół godziny cisnąć się w komunikacji miejskiej. Później do wieczora siedziała za biurkiem, robiąc tłumaczenia — na początku nawet jej się ta praca podobała, ale kiedy robiła to od dłuższego czasu, czuła narastającą monotonię. Lepszej opcji dla siebie nie widziała, więc tkwiła w swoistym zawieszeniu, czekając, aż wszystko samo potoczy się tak, jak byłoby jej na rękę.
                Kiedy Scarlet chodziła do szkoły, miała plany bardzo ambitne. Ciągnęło ją do służb mundurowych, ćwiczyła grę aktorską, a nawet miewała zapędy pedagogiczne. Mogło się wydawać, że osoba wielu talentów, jaką ona była według całego swojego ówczesnego otoczenia, nie będzie miała problemy z tym, by robić w przyszłości coś, co sama sobie wybierze. Niestety, ale w praktyce wypadło to inaczej — jedyna oferta, która pozwalała jej wyżyć na godnym poziomie, wiązała się z całodzienną pracą przy komputerze i tłumaczeniu tekstów z języka niemieckiego... Mogła to nazywać swoją osobistą porażką. Nigdy nie lubiła niemieckiego, według niej brzmiał nieprzyjemnie... Musiała przywyknąć.
                Do relacji z ludźmi też nie miała ostatnimi czasy szczególnego szczęścia — stare przyjaźnie pozacierały się, a nie zdołała jeszcze zbudować z nikim tak zażyłej relacji, jakiej chciała. Mieszkała w Magnolii od tylu lat, a czuła się naprawdę samotna. Nie wspominając już o związkach — Erza nie miała chłopaka od czasu, gdy w klasie maturalnej Jellal Fernandes wypowiedział pamiętne ,,Mam narzeczoną''... Nigdy nie czuła się tak zażenowana, jak wtedy.
                Kobieta odetchnęła z ulgą, ocierają kropelkę potu z czoła. Na ten dzień skończyła pracę i mogła już oddać się bezproduktywnym przyjemnością — wystarczyło, że wytrzyma podróż autobusem, co wbrew pozorom nie było takie proste. Żadnych siedzeń, które byłyby wolne, bo siatki starszych pań były zmęczone.
                Stała, przytrzymując się siedzenia dla równowagi, obok kierowcy. Mężczyzna pracował na tym stanowisku już od blisko roku, więc Scarlet znała go nawet bardziej, niż tylko z widzenia. Kiedy nie było miejsc siedzących albo udało jej się zająć takie, które było blisko jego fotela, zagadywał ją o różne rzeczy, patrząc na drogę.
                — I wtedy powiedziałem jej, że nie ma mowy — oznajmił kierowca, cmokając z dezaprobatą. — Prędzej spakowałbym ją i kazał spadać, niż wyrzucił te wszystkie plakaty z Mirajane! — zakrzyknął. Erza pokiwała powoli głową, całkiem wciągnięta historią o tym, ja jego dziewczyna postawiła mu straszne ultimatum. — Bo znasz Mirę, nie? Erza? — spytał nagle. Kobieta zamrugała szybko, nie spodziewając się, że będzie miała szanse odezwać się przez następne kilka minut — Mirajane Strauss była osobą, o której mężczyźni potrafili mówić tak długo i rozwlekle, jak kobiety o nowych butach.
                — Tak — odpowiedziała, przeciągając nieco samogłoskę. — Chodziłam z nią do szkoły. Miła dziewczyna — sprecyzowała Scarlet, uśmiechając się nostalgicznie.
                Mirę znała od czasów gimnazjum — wtedy były gotowe pozabijać się nawzajem, używając naprawdę niekonwencjonalnych metod. Scarlet do dzisiaj pamiętała, jak wylała atrament z pióra na włosy Miry. Oczywiście, że był to wypadek, a przynajmniej ona nie zgadzała się, by ktokolwiek wspominał inną wersję wydarzeń...
                Oczywiście, to nie było tak, że Erza była tą złą. Obie dziewczyny nie pozostawały sobie dłużne. Dla wyrównania Mira własnoręcznie wpakowała martwą żabę — chyba była przejechana, ale tego Erza nie była pewna — do torby szkarłatnowłosej. Niewątpliwie obie były urocze w tamtym okresie.
                — Zacnie! Zaprawdę zacnie — oświadczył mężczyzna, kiwając głową z aprobatą.
                Erza wreszcie doczekała się swojego przystanku. Wysiadła i, nie śpiesząc się szczególnie, ruszyła w stronę budynku, w którym znajdowało się jej mieszkania — było to na naprawdę niedużym osiedlu, trzy bloki niedaleko sobie, trochę blaszanych garaży, mały placyk z piaskownicą, huśtawkami i zjeżdżalnią,  i plac, który umownie był parkingiem.
                Wstąpiła jeszcze do osiedlowego sklepiku, który, swoją drogą, znajdował się w tym samym budynku, co jej mieszkanie. Powitana uśmiechem staruszki, do której przybytek należał, nie trudziła się, by wziąć koszyk — chciała raptem kilka produktów, które z powodzeniem powinny zmieścić jej się w rękach, a później w torebce.
                Odnalazła na półce chińskie zupki i wybrała sobie taką, która miała smak ,,łagodnego kurczaka'' — przynajmniej tak zapewniał producent. Później wybrała sobie coś do picia, gazowany napój pomarańczowy może i nie był najzdrowszy, ale lubiła go, a był w promocji. Grzechem byłoby, gdyby nie skorzystała. Idąc do kasy chwyciła jeszcze tabliczkę czekolady z truskawkami — ciasto to wprawdzie nie było, jednak na bezrybiu i rak ryba... Tak to się chyba mówiło.
                — To będzie siedem dziewięćdziesiąt — oświadczyła kasjerka, wyciągając rękę w stronę Erzy. Scarlet wyjęła z torby portfel, a następnie zaczęła odliczać drobne, które po chwili wylądowały w dłoni sprzedawczyni. Kobieta wrzuciła je do kasetki i uśmiechnęła się.
                — Dziękuję — mruknęła szkarłatnowłosa, chowając mniejsze zakupy. Napój wzięła w rękę.
                — Zapraszam ponownie! — zawołała za nią kasjerka, kiedy już wychodziła.
                Wchodzenie na szóste piętro nie przeszkadzało Erzie — każdy rodzaj ruchu, który nie był rozpaczliwą gonitwą za autobusem, uważała za przyjemny. Z tryumfalnym uśmiechem wyjęła klucz i otworzyła drzwi mieszkania.
                Krytycznym wzrokiem obrzuciła ściany niedużego korytarza. Miały kolor pudrowego różu — były takie już wtedy, kiedy się wprowadziła, jednak nie mogła się zmotywować, żeby naprawić ten niewątpliwy efekt. I tym razem machnęła w końcu ręką, odwiesiła płaszcz, zdjęła buty i ruszyła w stronę kuchni, wzdychając cicho.
                Zalała chińską zupkę, zastanawiając się, czy nie uzyskałaby lepszego efektu, po prostu gotując makaron i rozpuszczając kostkę rosołową w wodzie... Nie był to głupi koncept, jednak nie zamierzała go teraz sprawdzać. Odczekała trzy minuty, nalała do szklanki napoju, włączyła radio i usiadła przy stole.
                Zjadła przy akompaniamencie muzyki z ,,Pięćdziesięciu Twarzy Gray'a''. Erza swoją drogą ten film widziała i, choć przyznała, ze nie jest górnolotny, nie mogła zrozumieć, skąd wzięło się aż tyle tak negatywnych opinii na jego temat. Później pozmywała i zostawiła naczynia, aby wyschły.
                Miała już plany na dzisiejszy wieczór, choć nie były według niej szczególnie emocjonujące. Planowała wreszcie posprzątać w tej szafie, w której leżały wszystkie starocie — ubrania, w które Scarlet się nie mieściła, komplet porcelanowych talerzyków z wymalowanymi kotkami, mnóstwo butów, książki, które już przeczytała i nie planowała do nich wracać, stare zdjęcia... Mówiąc krótko, było tam praktycznie wszystko, co mogli wymyślić filozofowie, włączając w to puste puszki po napojach energetycznych, które wrzuciła tam, nie mając czasu, by dobiec do śmietnika, kiedy ktoś znajomy wszedł do mieszkania.
                To było już ostatnie pudełko, które obiecała sobie przejrzeć. Sterta rzeczy, które miała wyrzucić urosła do dosyć niepokojących rozmiarów — niektóre rzeczy pamiętały czasy, w których Erza zaczynała szkołę średnią, co dawało im prawie dekadę. Mogła śmiało powiedzieć, że gdyby zmieniła się w zwierzę, byłby to niewątpliwie chomik.
                Otworzyła karton i powoli zaczęła wyjmować jego zawartość. Odszukała medal z zawodów sportowych, świadectwa, które nie świadczyły o skończeniu szkoły, tylko zdaniu do kolejnej klasy, starą Nokię, kilka jej wspólnych fotografii z Mirą i Jellalem albo, te już w ogólnie nie powinny ujrzeć światłą dziennego, z Natsu i Grayem, z którymi to chodziła do podstawówki i z tamten okres też został upamiętniony... Znalazła też zdjęcie klasowe z ostatniego roku liceum.
                Klasa IIIb ustawiona na tle baru profesora Makarova prezentowała się raczej zabawnie. Staruszek stał z przodu na stołeczku, który wyniesiono z lokalu, a jego uczniowie... Oni wydawali się chcieć zostać zapamiętani jako najgłupsza młodzież w historii szkoły — co, przynajmniej wnioskując po zdjęciu, na pewno im się udało.
                Lucy Heartfilia stała obok Natsu Dragneela. Chłopak szczerzył się dumnie, chociaż miał na czole przyklejoną fioletową, samoprzylepną karteczkę, a dziewczyna marszczyła gniewnie nos, co było dość zabawne, kiedy spojrzało się na opaskę z białymi, króliczymi uszami na jej głowie.
                Gray Fullbuster pozostał niewzruszony i prawie trzymał klasę... Gdyby tylko raczył pozować chociaż w koszulce, prezentowałby się tak, jak powinien uczeń. Juvii Lockser jednak zdecydowanie to nie przeszkadzało. Dziewczyna wtuliła się w jego ramię i wydawała się być naprawdę szczęśliwa  — Erza była ciekawa, czy ta dwójka w końcu się zeszła... Ona zawsze głęboko wierzyła, że to nastąpi.
                Gajeel Redfox uniósł Levy McGarden ponad innych. Dziewczyna uniosła wysoko prawą rękę, jakby machając do fotografa, drugą przyciskała do siebie czarnego kota, a mina chłopaka wyrażała tylko jedno — ,,gihihi''.   
                Był też Laxus Dreyar ze swoją stałą grupą przyjaciół — Mirajane Strauss i Cana Alberona, przynajmniej zdaniem Scarlet, stały  naprawdę podejrzanie blisko tamtej czwórki. Erza zawsze wiedziała, że coś jest na rzeczy, ale do dnia dzisiejszego nie wiedziała, co dokładnie.
                Erza przyglądała się jeszcze przez chwilę przyglądała się zdjęciu — inni stali mniej lub bardziej spokojnie. Oczywiście, znalazłaby bez trudu osoby, które warto byłoby opisać dokładnie. Uśmiechnęła się nostalgicznie, pocierając kciukiem fotografię. Westchnęła cicho, zastanawiając się, co jej nie pasowała na etapie, w którym się uczyła. Teraz zapłaciłaby, aby móc wrócić do szkoły. Uważała, że wtedy wszystko było przyjemniejsze, mniej kłopotliwe i ogólnie lepsze.
                Odłożyła fotografię na biurko i wróciła do porządków, choć miała ku temu opory.
                Wreszcie Erza wyniosła wszystko, co wynieść miała. Uśmiechnęła się tryumfalnie i  powróciła do zdjęcia. Włączyła laptopa — uśmiechnęła się, widząc białego kota, którego miała na tapecie.
                Wyjęła z szafki drukarkę, która była wyposażona w skaner. Podłączyła urządzenie i, kiedy wszystkie diody się zaświeciły, pośpiesznie zeskanowała zdjęcie, które pozostało zapisane później na pulpicie.
                Miała w znajomych na portalu społecznościowym kilka osób, z którymi chodziła wówczas do klasy. Uznała, że nie jest złym pomysłem, by po prostu opublikować to zdjęcie, aby mogli sobie przypomnieć, jak źle prezentowali się, kiedy kończyli szkołę.
                Jak pomyślała, tak zrobiła — podpisała zdjęcie ,,Stare, dobre czasy'' i oznaczyła odpowiednie osoby. Przeciągnęła się i wybrała opcję ,,publikuj''.

poniedziałek, 17 października 2016

Prolog

Hej, hej, hej!
Tak, to ja, wróciłam na bloggera — ja, córa marnotrawna, wróciłam w ten przytulny zakątek internetu. Gdzie się podziewałam? Co robiłam? 
Próbowałam się spełniać twórczo na Wattpadzie, ale... Nie wracajmy do tego, tu jest mi dobrze i dopiero to doceniłam.
Teraz przychodzę z krótkim prologiem zaprawdę ,,tró życiowego'' opowiadania. Komentarze mile widziane, motywacyjne kopniaki w dupę też.


Prolog 

                Profesor Makarov Dreyar uczył od prawie sześćdziesięciu lat. Brakowało palców i chęci, by zliczyć wszystkie klasy licealne, które miały z nim zajęcia — przecież zawsze zawzięcie powtarzał, że ich jeszcze dużo więcej. Zafascynowany staruszek budził u uczniów sympatię i, choć czasami trudno było to dostrzec, on również lubił lwią część z nich.
                Jednak dopiero tego dnia pierwszy raz płakał z powodu rozstania z młodzieżą. Jego uczniowie już ostatni raz mogli być nazwani klasą IIIb z Liceum Ogólnokształcącego Fairy Tail im. Mavis Vermillion w Magnolii  — mimo wieloletniej kariery to było jego pierwsze wychowawstwo. Czego on nie słyszał o tych dzieciakach… Ile nie nasłuchał się o tym, jak skandalicznie zachowują się jego uczniowie. Często określał wychowanków ,,jełopami’’ lub ,,dzieciarnią bez wychowania i ambicji’’, by później usiąść na biurku i ze śmiechem słuchać, jak wyglądały różne sytuacja, za które wstawiono im uwagi.
                Aż łezka mu się w oku kręciła, kiedy rozdawał świadectwa. Jeszcze jakiś czas temu wątpił, że niektórzy je dostaną, a teraz oglądał Natsu Dragneela ze świstkiem, który udowadniał, że chłopak zdobył średnie wykształcenie. I pomyśleć, że była na nim tylko jedna dwója, tak, matematyka zawsze była jego kiepską stroną — przyjaciel różowowłosego zabrał mu już świadectwo i chyba próbował zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Chociaż wszyscy i tak wierzyli, że on skończy szkołę, bo to Natsu.
                No tak, Gray Fullbuster nie mógł się nadziwić temu, co zrobił Natsu, podczas gdy sam najprawdopodobniej był odkryciem roku. Przez trzy lata siedział razem z Dragneelem w ostatniej ławce i grali w statki, kółko i krzyżyk, a czasem nawet przynieśli sobie bierki, by urozmaicić zajęcie. Mówiąc krótko, obijał się i to konkretnie. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie sądził, że jego średnia przekroczy standardowe 3.00… To się zdziwili, kiedy spędził trochę czasu nad książkami i, osiągając wynik 5.33, wskoczył do ścisłej czołówki, a dokładniej na pierwsze miejsce — później mówił, jak to mu było nudno się uczyć.
                Erza Scarlet zawsze wypadała prawie perfekcyjnie. Prawie. Zawsze musiało wydarzyć się coś, co sprawiało, że zamiast wiekuistej chwały, na dziewczynę spływała salwa śmiechu. Nie przeszkadzało jej to, wbrew opinii, która o niej krążyła, nie pogardzała wygłupami, a czasami potrafiła zupełnie świadomie robić za klauna dla dobra ogółu. Była popularna. I choć i w tym roku nie było znowu idealnie, to nie przejmowała się — dostała przecież jakąś nagrodę za angażowanie się w dosłownie każdą akcję społeczną, z którą szkoła miała jakiś związek. To jej wystarczyło. Z uśmiechem przypatrywała się innym.
                Lucy Heartfilia zawsze była dobra z przedmiotów humanistycznych, jednak inne wychodziły jej niespecjalnie. Tego dnia była zadowolona — nie spadła z żadnego przedmiotu poniżej czwórki, chociaż nie było to aż takie proste… wychowanie fizyczne prawie dziewczynę złamało. Dostała też nagrodę dla najlepszego humanisty rocznika. Znajomi poklepywali ją po plecach, mówiąc ,,bardzo ładnie’’. Natsu nawet chwycił ją w pół i krzyknął coś o spełnianiu marzeń.
                Tak naprawdę to każdy z uczniów IIIb zrobił coś, co było warte uwagi, a powyższa czwórka stanowiła po prostu świetny przykład tego, co potrafili zrobić ci młodzi ludzie, kiedy tylko chcieli. Mogli wszystko, kiedy tylko wzięli sobie jakiś cel do serca.
                Staruszek wdrapał się na biurko, by wszystkie oczy skupiły się na nim. Otarł już łzy i uśmiechał się tak, jak zawsze. Odchrząknął i zaczął mówić:
                — Słuchajcie dzieciaki, nie wiem, czy wam się uda w życiu. Nie mam pojęcia, co osiągniecie albo ile razy przegracie — zaczął. Wziął oddech, patrząc po twarzach swoich uczniów. Co wrażliwsi zaczęli pociągać nosami. — Nie obchodzą mnie błędy, które popełnicie. Dla mnie zawsze będziecie bandą niewychowanych jełopów bez ambicji i macie pamiętać, że nie lubię ogórka w moim cheeseburgerze! — W tej chwili staruszek został zamknięty z obu stron w żelaznym uścisku.  Erza i Mirajane rozkleiły się zupełnie. Profesor roześmiał się serdecznie.
                — Dobra, Dziadku, powiedz to! — rzucił Natsu — uczniowie często określali Makarova ,,Dziadkiem’’ — patrząc jakby z żalem na swoją dotychczasową ławką. Chyba dziwnie się czuł, wiedząc, że w przyszłym roku nie zasiądzie w niej jak król na tronie…
                Staruszek w końcu skinął głową.
                — Impreza! — zawołał, zeskakując z biurka. Skierował się w stronę drzwi, a cała klasa, jak jeden mąż, za nim. — Dzisiaj na mój koszt! — dodał nauczyciel. I już było wiadome, że pójdą do baru po drugiej stronie ulicy, który należał właśnie do profesora.
© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X